Hej, zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego ktoś mógłby wybrać Politechnikę Białostocką (PB) zamiast, powiedzmy, wielkomiejskiego zgiełku Warszawy czy Krakowa? Ja się zastanawiałam, kiedy kilka lat temu stałam przed wyborem uczelni. I powiem Ci jedno: PB to taki trochę ukryty skarb wśród polskich politechnik. Ma w sobie coś swojskiego, a jednocześnie daje solidny start w przyszłość. Pozwól, że opowiem Ci, co mnie tu urzekło – od kierunków, które są jak trampolina do kariery, po możliwości, które sprawiają, że życie studenckie to nie tylko wkuwanie wzorów.
Kierunki, które mają sens
PB ma w ofercie ponad 30 kierunków, a każdy z nich to inna historia. Weźmy informatykę – to taki hit, że aż dziw, że nie gra w radio. Kiedy mój kuzyn zaczynał ten kierunek, śmiał się, że będzie pisał kod do lodówek, a teraz? Siedzi w Transition Technologies i śmieje się z nas wszystkich, bo zarabia więcej niż ja po dwóch kawach dziennie. Uczą tu nie tylko podstaw programowania, ale i sztucznej inteligencji – w 2025 roku, kiedy ChatGPT i spółka rządzą światem, to jak mieć asa w rękawie.
A budownictwo? To coś dla tych, co lubią budować zamki – kiedyś z piasku, teraz z betonu. Pamiętam, jak kumpel z roku pokazywał mi swoje projekty mostów na zajęciach. Wyglądało to, jakby grał w SimCity, ale na serio. PB ma do tego laboratoria, w których testujesz, czy twój most się nie zawali – i to dosłownie, bo raz coś się przewróciło i śmiechu było co niemiara. Są też kierunki jak inżynieria środowiska, które teraz, w dobie klimatycznych afer i ostatnich marcowych roztopów w Białymstoku, mają więcej sensu niż kiedykolwiek.
Mechanika i budowa maszyn to z kolei gratka dla fanów „Top Gear” w wersji akademickiej. Studenci majstrują przy silnikach i robotach, a ja raz widziałam, jak jeden z nich próbował naprawić drukarkę 3D… młotkiem. No cóż, kreatywność to podstawa. Dla artystycznych dusz jest architektura – ich projekty czasem wyglądają jak z okładki magazynu, a czasem jak żart, ale zawsze robią wrażenie.
Laboratoria, które nie są z tej epoki
Wiesz, co mnie rozwaliło na PB? Te laboratoria. Serio, jak wchodzę do Centrum Nowoczesnego Kształcenia, czuję się, jakbym grała w filmie sci-fi. Drukarki 3D, symulatory, jakieś maszyny, których nazw nie ogarniam – to nie jest nauka z książek, to nauka w akcji. Raz siedziałam z kumplem na zajęciach z elektroniki, a on przypadkiem podpalił kabel. Wykładowca tylko westchnął: „No dobra, nauczysz się na błędach”. I to jest piękne – tu się eksperymentuje.
Biblioteka PB to też perełka. Nie tylko mają tam książki, ale i dostęp do baz online – idealne, jak piszesz pracę dyplomową w ostatniej chwili (kto tego nie robi?). A stołówka? Za 20 zł zjesz obiad jak u mamy, tylko bez marudzenia, że za mało soli.
Coś więcej niż wkuwanie
Studia na PB to nie tylko siedzenie w ławce. Koła naukowe to taki bonus, który sprawia, że czujesz się jak w filmie o genialnych wynalazcach. Koło Robotyków buduje maszyny, które wygrywają zawody – w zeszłym miesiącu, w marcu 2025, zdobyli srebro na Robomaticonie w Warszawie, więc trzymam kciuki za złoto w przyszłym roku! A Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości? To dla tych, co mają głowę pełną pomysłów. Znajomy wymyślił apkę do śledzenia miejskich rowerów i teraz dogaduje się z inwestorami.
Erasmus+ to z kolei szansa, żeby zobaczyć świat. Moja kumpela pojechała do Barcelony i wróciła z hiszpańskim akcentem i przepisem na paellę – mówi, że to najlepsze, co ją spotkało na PB. A targi pracy? W tym roku był tam Budimex i rozdawali gadżety, jakby to był festyn, ale serio – możesz tam złapać staż i już nie martwić się o kasę na Netflix.
PB – mój wybór
Dlaczego PB? Bo to miejsce, gdzie nie jesteś numerem w systemie, tylko człowiekiem z marzeniami. Białystok ma swój urok – ceny nie zwalają z nóg, a Puszcza Knyszyńska jest na wyciągnięcie ręki, jak masz dość miejskiego hałasu. Dla mnie to była decyzja z sercem i rozumem – solidna nauka, fajni ludzie i szansa, żeby coś osiągnąć. Jeśli myślisz o studiach, rzuć okiem na PB. Może to nie MIT, ale na pewno nie pożałujesz.